Jako mieszkańcy, w Smugach pojawiliśmy się przed Mikołajem w 2009 roku. Fakt ten jednak, został poprzedzony wielomiesięcznymi przygotowaniami i "kosmiczną demolką" zwaną oficjalnie remontem domu ;).
Od kwietnia wnętrza naszego smugowego "gniazdka" zaczęły się delikatnie mówiąc zmieniać. W jednym miejscu ktoś zamurował drzwi, w innym z kolei wykuł ogromną dziurę. W pewnym momencie okazało się nawet, że podłoga została zwinięta a w miejscu gdzie powinna się ona znajdować, jakieś podejrzane "stworzenia" zaczęły drążyć głębokie tunele.
W późniejszej fazie, te same istoty zaczęły w miejsca dawnej podłogi wsypywać gruz skuty ze ścian, a po wyrównaniu zalały go betonem.
Tak na poważnie to bardzo dużo się zmieniło w domu w Smugach względem pierwotnego wyglądu.
Tak z grubsza wyglądał temat wstępnej demolki w kuchni.
W pokoju zerwaliśmy tapety, listwy przypodłogowe, oskrobaliśmy i umyliśmy ściany. Został również zburzony piec kaflowy, zamurowane drzwi i jedno okno, a w jego miejsce wstawiliśmy drzwi balkonowe. Oczywiście położyliśmy też nową instalacje elektryczną.
Z części kuchni wygrodziliśmy łazienkę, co spowodowało utworzenie się niewielkiego aneksu kuchennego. Zarówno w kuchni jak i w pokoju wymienione zostały okna i parapety.
Tym oto sposobem uczyniliśmy w naszym domu "demolkę kontrolowaną". Powoli zaczęliśmy ogarniać wnętrza do stanu "używalności". Na początek odpowiednio zabezpieczyliśmy miejsca pęknięć na ścianach i sufitach, a następnie zalepiliśmy wszystkie niepotrzebne dziury. W międzyczasie powstała instalacja wodno-kanalizacyjna w łazience i kuchni oraz popłynął prąd. Gdy ściany były już wstępnie przygotowane z zapałem zaczęliśmy kłaść gładź. Minął on po drugim wiaderku.
Szybko dotarło do nas, że się "wkopaliśmy". Ale cóż - jak się powiedziało A to trzeba rzec B. Kładąc gładź w pierwszym pomieszczeniu, nie wiedzieliśmy, że najgorsze dopiero przed nami. A zło miało na imię "DOCIERANIE".
Szybko dotarło do nas, że się "wkopaliśmy". Ale cóż - jak się powiedziało A to trzeba rzec B. Kładąc gładź w pierwszym pomieszczeniu, nie wiedzieliśmy, że najgorsze dopiero przed nami. A zło miało na imię "DOCIERANIE".
Okazało się, że kładzenie Nida - gipsu jest niczym w porównaniu z jego docieraniem. Nic to...
Daliśmy radę. Gruntowanie ścian okazało się samą przyjemnością.
Daliśmy radę. Gruntowanie ścian okazało się samą przyjemnością.
W listopadzie w pokoju pojawiło się źródło naszego domowego ogniska - koza Samson.
Po nowym roku, gdy to tylko było możliwe, gładź znalazła się także w kuchni.
I tak oto nadszedł czas w którym zaczęliśmy na poważnie urządzać nasze "M" - nadawać mu wymarzoną formę i kolor. Wcześniejsze działania nie byłyby możliwe, gdyby nie pomoc najbliższych i fachowców, za co im dziękujemy.