czwartek, 2 lutego 2012

Kotaszczu...cz.I

Za radą pewnej znajomej osóbki postanowiłam opowiedzieć o tym jak trafił do nas Piksel....

          Gdy zamieszkaliśmy w Smugach postanowiliśmy, że nie chcemy na razie mieć zwierzaków. Choć oboje wychowaliśmy się w domach, w których zawsze był  jakiś  kot, pies czy chociażby patyczak :), nasza decyzja była na tamten moment jedyna i słuszna. Często wyjeżdżaliśmy, późno wracaliśmy do domu - nie mielibyśmy dla niego czasu...
   Życie jednak zweryfikowało nasze plany. Dom dzielimy z Babcią, a Ona wśród swojego inwentarza, oprócz kur znoszących pyszne jaja, miała również psa i kota. Ten ostatni szczególnie nas pokochał, a raczej to, w jaki sposób podniósł się jego standard wiejskiego życia.
   Filip był kotem zaniedbanym, z chorymi oczkami,  zarobaczonym. z mocno "zużytym" na słońcu czarnym futerkiem i wystającym non stop  języczkiem.


   Powoli doprowadzaliśmy go do "ładu". Z czasem kocur nabrał masy i stał się naszym ulubieńcem. Spędzał z nami każdą chwilę gdy byliśmy w domu, towarzyszył w ogrodzie, odprowadzał do samochodu i czekał gdy wracaliśmy późno z pracy.


Jednym zdaniem kot poczuł - "Na wsi można żyć lepiej."
Historia jak pewnie wiecie lub domyślacie się, nie ma szczęśliwego końca ... Wkrótce po naszym ślubie Filip poszedł w świat i już nigdy do nas nie wrócił . Do dziś nie wiemy co się z nim stało...


    Dopiero wtedy poczułam jak bardzo związaliśmy się z tym kocurem i jak pusto było, gdy nikt na nas nie czekał.
Nie chcieliśmy kolejnego mruka, ale inne zwierzęta zadecydowały za nas. Gdy jesienią nasz dom tłumnie zaczęły odwiedzać bezczelne myszy, a my byliśmy bezradni w walce z nimi zaczęliśmy rozważać możliwość przygarnięcia kota.

   Wyłoniło się kilka kryteriów jakie miał spełniać. Miał być już troszkę większym kotem , tak około 3-4 miesiące, by poradził sobie zimą.  Miał być kotem "nadwornym", czyli wychodzącym. Miał być rudym tygryskiem  i najważniejsze dla kemota- nie mógł mieć różowego noska.
Jako że w tamtym okresie miałam nadmiar wolnego czasu, podjęłam się akcji poszukiwawczej.

   Początkowo wypytywałam znajomych, wertowałam ogłoszenia w prasie i internecie, odwiedziłam dwa razy pobliskie schronisko, nigdzie jednak nie było tego jedynego. Ostatnim i udanym strzałem był odbywający się w każdą sobotę pchli targ.

   Ryzyko opłaciło się, trafiłam na rodzeństwo rudzielców. Nie był to ten wymarzony tygrysek, miał białe łapki i "podwozie" no i tę jedną najważniejszą wadę- różowy nosek. Właściciel zapewniał,że kot jest podwórkowy, wychodzący i jak na swój wiek bardzo łowny. Decyzja zapadła, kot wracał ze mną. Nie miałam pewności,co do tego czy to on czy ona, ale zaufałam sprzedawcy.

   Kot został zapakowany do kartonu i uradowana ruszyłam w kierunku samochodu. Nie, nie! Nie poszło tak gładko jak myślicie kotek miał inne plany niż ja i postanowił pozwiedzać pobliskie drzewa. Zlokalizowałam go tylko po żałosnym "miału". Siedział na gałęzi i chyba nie bardzo wiedział co dalej. Skacząc po płotach ściągnęłam delikwenta, umieściłam w kartonie, włożyłam do samochodu i ruszyłam. Daleko nie pojechaliśmy, bo kocię postanowiło kontynuować zwiedzanie - tym razem samochodu. Nie było innego wyjścia, nie mogłam mu pozwolić bezkarnie biegać mi po głowie w czasie jazdy, zmieniłam jego lokalizację na bagażnik. W czasie krótkiej podróży do mieszkających nieopodal, moich rodziców - kot demonstrował swoje niezadowolenie przeciągle płacząc "miału". Już na miejscu poczuł się odrobinę pewniej i przespał na moich kolanach, w oczekiwaniu na swojego pana kilka godzin.


Pierwszym zdaniem kemota, gdy ujrzał naszego nowego domownika było " Boże jaki on brzydki..."

By was nie zanudzić, resztę kociej historii, opowiemy wkrótce ...

12 komentarzy:

  1. Fajny rudzielec ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się z Kemotem nie zgodzę i powiem: "Boże jaki on piękny"

    OdpowiedzUsuń
  3. Offco, Jak był mały uszy miał większe od głowy, teraz wyrósł na pięknego kocura. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HEHE więc na początku był mały nietoperz, a teraz jest Super Piksel :-)

      Usuń
    2. Tak Anonimie, teraz jest tłuściutki i superaśny...

      Usuń
    3. Miejmy nadzieje że nadal umie polować, a nie wyjada z lodówki ... ;-)

      Pozdrówki

      Usuń
    4. Przynosi myszy i niestety pastwi się nad nimi. Z lodówki najchętniej wyjada świeżą wątróbkę, ostatnio gardzi kocimi puszkami, szczególnie z tuńczykiem... Pozdrawiamy!

      Usuń
    5. Hm... to Wasza wybredna kocina :-)

      Usuń
  4. jak to brzydki????? pikny:)))),,,,a mnie zawsze zastanawia ,że na wsi koty ,psy maja tak często...podłe życie:(

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba wynika z mentalności ludzi, i myślenia,że te zwierzęta nie zarabiają na siebie :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Historia mimo wszystko ma dobre zakończenie,nowy kotek, który będzie miał u Was dobrze, fajnie, że są tacy ludzie jak wy....

    OdpowiedzUsuń