wtorek, 10 kwietnia 2012

Apteczka

      Mamy Wtorek 10 Kwietnia 2012, godz po 21. Po dwudniowym, świątecznym obżarstwie i znów dość długim okresie nie pisania, uważam ten moment za idealny na skrobnięcie paru słów na temat jednego z elementów obowiązkowych wyposażenia każdego domu.
     Małą białą - albo raczej brudno-szarą, zdewastowaną szafeczkę ze szklanym okienkiem znalazłem u rodziców w garażu. Wisiała na ścianie, zdezelowana i bez pomysłu na jakiekolwiek przeznaczenie. No cóż, mebelek 30x40x15 nie należy raczej do najpojemniejszych. Nadałby się co najwyżej na klucze do drzwi. Jednak tych parę deseczek z szybką miało w sobie jakiś urok, co spowodowało we mnie chęć posiadania jej. I tak zniszczona szafeczka z resztkami czerwonej farby na szybie znalazła się w Smugach, gdzie jak wszystkie nasze starocia czekała dłuższą chwilę na "kapitalkę", nadanie jej smugowego klimatu oraz znalezienie przeznaczenia. Po tych zabiegach w naszej kuchni zawisł mebel obowiązkowy tj.apteczka.









środa, 28 marca 2012

Pierwszy dzień wiosny w Smugach

No i stało się .... zafiksowani w codzienności i zaabsorbowani wydarzeniami z początku bieżącego miesiąca, doprowadziliśmy do "śmierci klinicznej" naszego bloga :(((( . Po tej jakże długiej przerwie postanawiamy podjąć dramatyczną walkę ze skutkami naszego postępowania. Nie będę tu obiecywał, że sytuacja taka już nigdy się nie powtórzy, ale mogę obiecać, że będziemy się starali o możliwie krótkie przerwy w wylewaniu literek i zdjęć na ekran monitora.
Tyle tytułem tłumaczenia się ;))), choć jak wiadomo, liczą się czyny, a nie mówiące o nich słowa.

Pierwszy dzień wiosny zarówno w przenośni, jak i dosłownie "wiał" jesienią. Niebo spowite było gęstymi chmurami, pędzonymi przez silny wiatr. Chociaż nie spadła ani kropla deszczu, to słońce także nie kwapiło się do dłuższych odwiedzin nieboskłonu.

         A nasze Smugi wyglądały tak:

         Bazie :))



                             Kosiarka (w trawach)


         Nasza "wspaniała" droga dojazdowa. (Znowu czynna ;))
         Kotaszcz jednak potrafił złapać nieliczne tego dnia promienie słońca.

poniedziałek, 5 marca 2012

Pamiątka Chrztu Świętego

   Pod koniec lutego miałam swój debiut jako  Matka Chrzestna. Moja Chrześnica to uroczy słodziak. Od początku wiedziałam, że tak ważne wydarzenie potrzebuje szczególnej oprawy.
   Materiały zakupione już w styczniu dojrzewały w sekretarzyku, a mój lęk przed cięciem papieru był silniejszy i album zaczął powstawać dopiero w ostatnim tygodniu przed tym wielkim dniem   :).
Zajawkę albumu widzieliście wcześniej  tu . Jest sporo przeszyć, albumik cukierkowo różowy z nutką kremu, ale miało być lekko i dziewczęco. Większość papierów i napisów kupiona w Scrapińcu
   Do kompletu pudełeczko na prezent, świeca i biała szatka.  Ta ostatnia-produkt kupny :) Haftować jeszcze nie umiem. 
A teraz duuużo zdjęć!



 


 


Dziękujemy za odwiedziny i komentarze. 
Mam spore zaległości na waszych blogach, ale nadrobię.  :)
Dobrego tygodnia!

czwartek, 23 lutego 2012

Wisi na ścianie i nie tyka ...

   Kiedy jakieś 2 lata temu, buszując u mojej Babci na strychu znalazłem starą, rozpadającą się obudowę zegara, zupełnie się nie spodziewałem, jak potoczą się jej dalsze losy. Dolna część, składająca się pierwotnie z trzech połączonych ze sobą elementów wyglądała jakby miała się za chwilę ulotnić z wiatrem. Fragmenty te sprawiały wrażenie, jakby były zrobione z mączki drewnopodobnej, ot deseczki w 90% spróchniałe...:((((. Reszta w trochę lepszej kondycji, z dużą ilością małych otworków wskazujących, że zegar ma "lokatora", drewnojadka ;). Całość brudna, zakurzona i nie pamiętająca jak wygląda metalowa plątanina trybików "czasomierza".

   Tak czy inaczej, wiedząc iż wcześniej czy później ta marność będzie nadawała się jedynie do pieca, postanowiłem przygarnąć mebelka i spróbować przywrócić mu chociaż ułamek dawnej świetności.

   Początkowo go rozebrałem, wyczyściłem, rozpadające się elementy wypełniłem masą drewnopodobną (patent własny) i żywicami. Brakowało jedynie pomysłu na zastosowanie dla naszego "odnowionego po staremu" zegara. Skulimka wpadła na pomysł, że można zamontować go do góry nogami i zrobić w nim witrynkę na kieliszki do likieru. Ja ze swej strony postanowiłem wstawić do wnętrza dwie półeczki i "upchnąć" tam cały zestaw szkieł do "napojów" ;)))))

A wygląda to tak:


Po otwarciu widzimy tak....

...a kieliszki po zamknięciu widzą tak...

 ... z zewnątrz.




















środa, 22 lutego 2012

...

Kilka  zajawek z projektu, który w ostatnich dniach pochłania moje wolne chwile po pracy...


 

Więcej już wkrótce....

niedziela, 19 lutego 2012

Na słodko

   Jestem łasuchem. Uwielbiam wszystko co słodkie. Wilgotne, czekoladowe ciasto chodziło za mną już od dawna, ale zepsuty piekarnik studził zapał.
   Dziś jednak postanowiłam skorzystać z prodiża Babci i upiec ciacho.
"Murzynek z nutą piernikową" według przepisu Dorotus76 z bloga  Moje wypieki. Zasłodził mnie i uwiódł swoją delikatnością. Szczerze polecam!









Zdjęcia niestety przy sztucznym świetle, ale do jutra może nic nie zostać:)


***

Dobrego tygodnia!


sobota, 18 lutego 2012

Pierwsze koty za płoty...

   Marzyły mi się od dawna, ale nie było chętnych do ich uszycia. Odpowiedni materiał wpadł mi ręce przypadkiem.  Potrzebna była maszyna... Nowe strasznie drogie...
   U Mamy stał stary Łucznik, na którym wiele lat temu szyłyśmy z przyjaciółką bluzki (oczywiście nigdy ich nie założyłyśmy hehehehe). Maszyna kilka razy była naprawiana, ale wciąż plątała nitki. Postanowiłam dać jej ostatnią szansę. "Naprawiacz" wycenił naprawę na 100 - 200 zł.  Dużo - jeszcze trochę i byłaby nowa maszyna...
   Przeszukałam internet i znalazłam. Wystarczyło wyregulować naprężenie nitki górnej i w bębenku i.... I śmiga!  Zaoszczędziłam na naprawie, przyda się na igły :)


   Firaneczki z falbanką pod kuchenne blaty, nie licząc serduszek na choinkę, są moim debiutem. Długo zastanawiałam się jak je uszyć i tu z pomocą przyszedł internet:)
   Metodą prób i błędów klarowały się moje wyobrażenia.

 









   Miały być odrobinę romantyczne, koniecznie z falbanką i koronką... Pasują do murków i klimatem do kuchni...
Efekt mnie zadowala, choć mogłyby być odrobinę dłuższe...

   Uszyły się jeszcze zasłony, pokażę je innym razem, a w kolejce do uszycia czekają jeszcze poduszki na krzesła...

***

Dziękujemy za odwiedziny i życzymy słonecznej niedzieli!

piątek, 17 lutego 2012

... z tęsknoty ...

... za Wiosną...

Moje ukochane w tym roku szafirki, obłędnie pachnący hiacynt i energetycznie żółte prymulki.


Brakuje mi kolorów i zapachów, ale jeszcze chwileczkę, jeszcze momencik, a poczujemy powiew Wiosny...

 

Wspomnienie zeszłorocznej w Smugach.
Marzy nam się już takie ciepełko...

 ***


A póki co, mała zajawka do kolejnego posta.





środa, 8 lutego 2012

Kosmiczna Demolka

   Jako mieszkańcy, w Smugach pojawiliśmy się przed Mikołajem w 2009 roku. Fakt ten jednak, został poprzedzony wielomiesięcznymi przygotowaniami i "kosmiczną  demolką" zwaną oficjalnie remontem  domu ;). 
Od kwietnia wnętrza naszego smugowego "gniazdka" zaczęły się delikatnie mówiąc zmieniać. W jednym miejscu ktoś zamurował drzwi, w innym z kolei wykuł ogromną dziurę. W pewnym momencie okazało się nawet, że podłoga została zwinięta a w miejscu gdzie powinna się ona znajdować, jakieś podejrzane "stworzenia" zaczęły drążyć głębokie tunele. 
    W późniejszej fazie, te same istoty zaczęły w miejsca dawnej podłogi wsypywać gruz skuty ze ścian, a po wyrównaniu zalały go betonem.

    Tak na poważnie to bardzo dużo się zmieniło w domu w Smugach względem pierwotnego wyglądu.

Po pierwsze została rozebrana kuchnia kaflowa. Trochę było szkoda, ale ilość odzyskanego miejsca szybko wynagrodziła nam jej brak. Usunęliśmy też drzwi po prawej stronie, zalepiliśmy jedno z dwóch okien w kuchni i zerwaliśmy część podłogi. Nie obeszło się oczywiście bez skuwania tynków i przekuwania rowków pod nową instalację. Tam gdzie była tapeta, została ona zerwana, a ściany oskrobane i zmyte.








Tak z grubsza wyglądał temat wstępnej demolki w kuchni.


W pokoju zerwaliśmy tapety, listwy przypodłogowe, oskrobaliśmy i umyliśmy ściany. Został również zburzony piec kaflowy, zamurowane drzwi i jedno okno, a w jego miejsce wstawiliśmy drzwi balkonowe. Oczywiście położyliśmy też nową instalacje elektryczną.












  Z części kuchni wygrodziliśmy łazienkę, co spowodowało utworzenie się niewielkiego aneksu kuchennego. Zarówno w kuchni jak i w pokoju wymienione zostały okna i parapety.
   Tym oto sposobem uczyniliśmy w naszym domu "demolkę kontrolowaną". Powoli zaczęliśmy ogarniać wnętrza do stanu "używalności". Na początek odpowiednio zabezpieczyliśmy miejsca pęknięć na ścianach i sufitach, a następnie zalepiliśmy wszystkie niepotrzebne dziury. W międzyczasie powstała instalacja wodno-kanalizacyjna w łazience i kuchni oraz popłynął prąd. Gdy ściany były już wstępnie przygotowane z zapałem zaczęliśmy kłaść gładź. Minął on po drugim wiaderku.
Szybko dotarło do nas, że się "wkopaliśmy". Ale cóż - jak się powiedziało A to trzeba rzec B. Kładąc gładź w pierwszym pomieszczeniu, nie wiedzieliśmy, że najgorsze dopiero przed nami. A zło miało na imię "DOCIERANIE".
Okazało się, że kładzenie Nida - gipsu jest niczym w porównaniu z jego docieraniem. Nic to...
Daliśmy radę. Gruntowanie ścian okazało się  samą przyjemnością. 
     W listopadzie w pokoju pojawiło się źródło naszego domowego ogniska - koza Samson.


                              Koza - Samson z ciepłej perspektywy kotaszcza  ;)



Po nowym roku, gdy to tylko było możliwe, gładź znalazła się także w kuchni. 

I tak oto nadszedł czas w którym zaczęliśmy na poważnie urządzać nasze "M" - nadawać mu wymarzoną formę i kolor. Wcześniejsze działania nie byłyby możliwe, gdyby nie pomoc najbliższych i fachowców, za co im dziękujemy.